Goldenka
Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:46, 05 Lut 2011 Temat postu: 5 luty 2011 r. - Skoki L, wprowadzenie L1 |
|
-Boże drogi! Ale z ciebie idiota! Jak w ogóle możesz tak myśleć ! - wybuchnęłam gwałtownie podczas rozmowy na temat narzeczonego mojej siostry. Obelga idioty skierowana była do Martina wyciągającego pochopne, niezgodne z moimi przekonaniami wnioski. Chłopak wzruszył ramionami i obrzucił mnie spojrzeniem pełnym pogardy, po czym jak gdyby w ogóle nie było rozmowy rozpostarł się na krześle biorąc łyk kawy. Nabuzowana narzuciłam na siebie kurtkę i niemal wybiegłam przed dom, patrząc na bramę ujrzałam w oddali nadjeżdżający samochód z przyczepą, ucieszyłam się na wizytę długo oczekiwanej koleżanki. Gdy silnik zgasł, ze środka auta wysiadła Chocky, przywitałyśmy się serdecznie mówiąc, jak to długo się nie widziałyśmy, wtedy z trailera rozległo się donośnie rżenie pełne dumy.
-No, no, ciekawa jestem cóż mi tutaj pięknego przywiozłaś – powiedziałam z zainteresowaniem.
Z budynku wyszedł Martin, podszedł do Nas i przywitał się z Cho. Zaczął jakąś swoją gadkę skutecznie zajmując mojego gościa. Po upływie kilku dobrych minut stania i beznamiętnego przysłuchiwania się, powiedziałam:
-Okej, okej, przepraszam bardzo, że Ci przerywam, ale mamy coś do zrobienia-ucięłam szybko jedną z jego opowieści.
-A ta znowu swoje, eh … - zaczął. Zlustrowałam go wtedy spojrzeniem mówiącym ''zdaje się, że konie trzeba wypuścić'' i zakończyłam bezsensowny „dialog''. Chłopak puścił oczko do Chocky mówiąc ,,do zobaczenia” i poszedł w stronę stajni.
-Przepraszam, ale czasem nie mam na niego sił. Tak jak dzisiaj – usprawiedliwiłam dość nieprzyjemną sytuację.
-Spokojnie Kochana. Ale powiedz, pokłóciliście się, tak? - powiedziała łagodnie Chocky
-No, można tak powiedzieć. Mamy w pewnej kwestii sprzeczne opinie, mamy też trudne charaktery i zupełnie odmienne znaki zodiaku ... także rozumiesz. Ale zabierzmy się lepiej za Twoje cudeńko które się tam niecierpliwi. – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Dziewczyna podeszła do drzwi przyczepy, odblokowała zasuwę i z moją pomocą otworzyłyśmy spokojnie rampę. Ukazał się nam łaciaty zad i zgrabne nóżki którymi koń przebierał w miejscu.
-Ej, młody! Spokojnie ! - powiedziała dyscyplinująco Chocky, wtem koń zaprzestał.
-Silna osobowość z niego – powiedziałam z uznaniem -lubię takie konie.
Po 10 minutach ogier stał na ziemi cały szczęśliwy, że został wyswobodzony, od tej chwili był pod moją opieką. Trzymał wysoko uniesioną głowę i rozwarte chrapy, jego bystre oczy błądziły zaciekawione po całym terenie.
-No, to chyba wszystko co najważniejsze już Ci wcześniej przekazałam. Licz się z tym, że może Was czasem źle potraktować, więc nie szczędź dyscypliny – dostałam kilka wskazówek od właścicielki.
Nagle zauważyłam jak po lewej stronie stajni wybiegają konie na pastwisko, co prawda były już za ogrodzeniem, ale Cinnamon musiała wykonać parę popisowych bryków, a co! Nie tylko ja byłam tak spostrzegawcza, to widowisko nie umknęło też oczom Hunkiego. Ogier zarżał, zaczął przebierać nogami i używając swojej siły uniósł w górę przednie nogi i niemal zaszarżował, tym samym wyrywając mi z rąk wodze. Na szczęście szybko je chwyciłyśmy i przywróciłyśmy konia do porządku, uniemożliwiając mu galopady w stronę koni, odwróciłyśmy się w druga stronę i powoli człapałyśmy w stronę stajni. Już od progu ujawnił się Martin, a że byłam dość poddenerwowana wybrykiem konia, no bo gdyby coś sobie zrobił, to w napływie emocji wypaliłam :
-Że też nie miałeś kiedy wypuszczać tych koni! Mało co nie doszło do wypadku, a dobrze wiesz, że Cinnamon ma swoje odpały !
-Wedle rozkazu szefowej – powiedział ze spokojem, z pokerową miną, opierając się o pusty boks, jednocześnie uśmiechnął się do Chocky która nie bardzo wiedziała, czy uciekać, czy trzymać mnie czy konia, który łypał na mnie niemal zaniepokojony. Ale bądź co bądź od tamtej pory był grzeczny.
-Zostajesz z Nami czy jedziesz? - zwrócił się z pytaniem Martin
-Bardzo chętnie ale muszę jechać, reszta koni na mnie czeka, a muszę wpaść do miasta po drodze. - odpowiedziała serdecznie
-No, szkoda. Może innym razem – odpowiedział chłopak z uśmiechem.
-No, to życzę owocnej pracy, widzimy się o 16 ! - rzuciła Chocky i wysłała mi pożegnalnego całusa.
-Możesz być spokojna! Do zobaczenia! - odpowiedziałam i poszłam z koniem w głąb stajni.
Kiedy byliśmy na wewnętrznym dziedzińcu, znalazłam wolne miejsce i uwiązałam Hunkiego. ogier stał grzecznie ale ochoczo i z zaciekawieniem rozglądał się na boki. Poszłam tylko po sprzęt i zaraz do niego wróciłam. Kasztan był starannie wyczyszczony, przejechałam więc szczotką brzuch i grzbiet i zabrałam się do kopyt. Na początku mnie zlekceważył, wrósł w ziemię i ani myślał o podaniu nogi. Zrobiłam następne podejście, przejechałam ręką po przedniej kończynie, oparłam się o niego lewą stroną ciała i twardo powiedziałam : Hunky! Noga! Wtedy koń, co prawda ociągając się – uniósł kopyto umożliwiając mi dokładnie wyczyszczenie. Cała operacja sprawdzenia 3 pozostałych zajęła niespełna 5 minut. Pochwaliłam go i zabrałam się za siodłanie które przebiegło bezproblemowo, tylko podczas podciągania popręgu nieco się niecierpliwił. Ubranego konia zostawiłam na moment i poszłam wziąć kask z szafki, wróciłam, chwyciłam wodze i pomaszerowaliśmy na halę.
Przeszkody były ustawione, zrobiłam to wcześniej w ramach porannej gimnastyki. Parkur nie był trudny, składał się z :
*stacjonata 90 cm (na rozgrzewkę)
*stacjonata 100 cm
*okser 95 cm
*koperta 100 cm
*doublebarre 100 cm
*okser 95 cm
*triplebarre 105 cm
Uregulowałam strzemiona i jednym susem znalazłam się na koniu, dokonałam wszelkich poprawek po czym przyłożyłam lekką łydkę i ruszyliśmy stępem wjeżdżając na ścianę. Koń szedł energicznie, jego tempo było zadowalające jednak momentami musiałam delikatnie go zwalniać. Po kilku okrążeniach ruch był spokojny i elastyczny. Zrobiłam woltę w narożniku a potem drugą na długiej ścianie, pochwaliłam konia głosem i dalej wykonywałam ćwiczenia w ustalonej kolejności.
Na pierwszej krótkiej ścianie dwie wolty, na jednej długiej serpentyna, na drugiej krótkiej duża wolta, potem znowu na długiej ścianie powtórzenie serpentyny. Hunky ochoczo kręcił koła i fajnie reagował na wodze więc po 3 powtórzeniach zatrzymałam go, sprawdziłam popręg i wjeżdżając na ślad ruszyliśmy kłusem. Hunky machnął ogonem i uniósł się miękkim, sprężystym kłusem. Po dwóch okrążeniach i zmianach kierunku powtórzyliśmy ćwiczenia z poprzedniego chodu – wolty i serpentyny, tym razem ze zmianą nogi. Kasztan płynnie wykonywał polecenia, jego kłus był wygodny, tym samym bardzo przyjemnie było poruszać się kłusem ćwiczebnym. Zmieniłam kierunek przez przekątną i znowu powtórzenie ćwiczeń. Teraz najazd na drągi ułożone na ziemi. Spokojnie naprowadziłam go na pierwszą belkę, ogier nieco przyspieszył co spowodowało zahaczenie kopytem o drąg. Pół paradą i odpuszczeniem leciutko łydki zwolniłam go do porządnego tempa i wykonałam najazd jeszcze raz. Przed samym najazdem znowu nieco go zwolniłam i dodałam łydkę dopiero po czystym przejeździe przez pierwszy drąg. Poklepałam go, gdy tym razem przeszedł bezbłędnie. Kilka powtórzeń w obie strony i parę przejazdów również z kłusa anglezowanego, momentami wymagał ingerencji z mojej strony jeżeli chodzi o tempo ale tak bardzo za plus. Zwolniłam na moment do stępa, koń był trochę spieniony co bardzo mnie ucieszyło. Wyciągnęłam nogi ze strzemion i swobodnie, na luźnej wodzy stępowaliśmy.
-Uwaga!-rozległ się głos zza bramy hali – rozpoznałam, że to głos Belli. Zatrzymałam więc konia, przybrałam pełną postawę i trzymałam go na kontakcie.
-Proszę!-odpowiedziałam i po chwili dziewczyna stała obok nas.
-Piękny-powiedziała chcąc pogładzić konia po szyi, gdy ten rzucił łbem do góry. - to koń Chocky?-upewniła się
-Tak, przyjechał dzisiaj na trening, będzie po niego koło 16 więc zabieram się do roboty-odpowiedziałam.
-Popatrzę sobie trochę-powiedziała z uśmiechem i usiadła na ławce.
Ruszyłam więc kłusem wjeżdżając na ścianę, zrobiłam woltę po czym przyłożyłam mocniejszą łydkę, wsiadłam głębiej w siodło i zagalopowałam. Ogier parsknął, podskoczył energicznie i ruszył dość szybkim galopem. Próbowałam go delikatnie zwalniać jednakże jego entuzjazm z możliwości pokazania się był tak wielki, że moje sygnały były praktycznie niezauważalne. Nie poddawałam się jednak, pół paradami i woltami łagodziłam szaleńczy galop, w końcu odpuścił. Zwiesił głowę, podstawił ładne zad a jego chód stał się przyjemny i płynny, wtedy zdecydowałam się najechać na stacjonatę 90 cm. Zebrałam nieco wodze, naprowadziłam konia na szlak przed przeszkodą i leciutko przyłożyłam łydkę, Hunky wybił się efektownie z dość dużym zapasem, jak zauważyła Bella. Pochwaliłam go i za przeszkodą zmieniłam kierunek, ponowny najazd i tym razem również poprawnie. Zebrałam nieco jego galop i rozpoczęliśmy przejazd parkuru. Na pierwszy ogień poszła stacjonata 100 cm. Hunky był rozemocjonowany i ogromnie chętny pokazać się z jak najlepszej strony. I tak też zrobił! Po odpowiednim naprowadzeniu i danym przeze mnie sygnałom, uniósł się swobodnie i pokonał przeszkodę lekkim i czystym skokiem. Następnie, najazd na okser 95 cm, tutaj również bez większych problemów, poprawnie. Kolejną przeszkodzą bezbłędnie pokonaną była koperta 100 cm. Ogier miał nieco za szybko tempo i wybił się dość wcześnie, jednak skok był w normie, bez zrzutki. Jego tempo mnie nie zadowalało, chcąc go zwolnić zastosowałam szereg zabiegów, koń jednak mimowolnie robił co zechciał, a jedyne czemu się podporządkowywał to kierunek najazdu. Robiło się nieciekawie, lekceważący polecenie koń, galopujący swoją prędkością i nie zważając na okoliczności, nie rokował zbyt dobrze. A za skutkowało to zrzutką na kolejnej przeszkodzie jaką był doublebarre. I dopiero wtedy, gdy uderzył kopytem o drąg ocknął się, rzucił głową na znak buntu ale zmienił tempo na spokojniejsze. Uśmiechnęłam się do siebie i swobodnie najechaliśmy na okser. Hunky wybił się pewnie, z fajnym zapasem, chociaż wylądował trochę twardo. Pochwaliłam go głosem i wjechałam na ścianę spokojnym galopem. W dzisiejszym treningu przewidziałam jedną przeszkodę nieco wyższą – triplebarre 105 cm. Koń był spocony i spieniony z czego byłam bardzo zadowolona, a jego chód spokojny, bez porywów. Uznałam to za najlepszą chwilę do najazdu na „gratisową” przeszkodę. Zachęciłam konia do najazdu subtelną łydką i swobodnym oddaniem wodzy. Wiedziałam, że jest to dla niego nowa wysokość ale nie było powodów do obaw. Hunky podszedł do przeszkody trochę niepewnie, skoczył nieco z ukosa ale za to ze sporym zapasem i na czysto. Pogłaskałam go wtedy po szyi i w ramach nagrody pozwoliłam swobodnie galopować na luźniejszych wodzach. Po dwóch okrążeniach przejście do kłusa i odprężającego stępa. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, wyrzuciłam nogi ze strzemion i dałam mu swobodę ruchu, koń parskał zadowolony i zrelaksowany.
-Byliście naprawdę dobrzy!- powiedziała Bella, kiedy wstała z ławki. Dołączyła do nas i powolutku sobie człapaliśmy w 3. W pogawędce o koniu doszłyśmy do wniosku, że jego dzisiejszy upór przypomina Nam zachowanie naszego kolegi … chyba nie muszę mówić o kogo chodzi Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Oho, o wilku mowa – uśmiechnęła się Bella odwracając głowę, na głos otwierających się drzwi hali. Uśmiechnęłam się szeroko i widząc, że Martin niesie mi derkę której zapomniałam zatrzymałam konia. Chłopak narzucił ją na zad ogiera i pomógł mi ją założyć.
-Dzięki .. - powiedziałam z uśmiechem na który przez cały poranek nie mogłam się wysilić.
-I .. sorry za rano ale .. - mówiłam z tonem zakłopotania
-Taa, spoko, nie szkodzi … Wiesz, przyzwyczaiłem się już! - powiedział Martin ze swoim szelmowskim uśmiechem. Pokręciłam głową z zadowoleniem i postępowałam jeszcze moment konia. Potem zsiadłam i poszliśmy do stajni. Rozsiodłałam dzielnego Hunkiego, poszłam oporządzić go na myjkę i wręczyłam mu przysmak różano-jabłkowy z dodatkiem melisy. Koń chrupał z zadowoleniem. Odstawiłam go do świeżutkiego boksu i pomaszerowałam do domu aby się wykąpać i pomóc w przygotowaniach wspólnego obiadu na który zaprosiliśmy Chocky.
Trener : Goldenka
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Goldenka dnia Sob 19:24, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|