Chocky
Właścicielka stajni
Dołączył: 10 Wrz 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:50, 19 Sty 2011 Temat postu: 01 luty 2010r - Narodziny |
|
Dzień: 1 luty
Hebe robila się coraz bardziej okrągla, nawet nie zauważylam, jak ten czas szybko minąl... A bynajmniej do czasu. Gdy bylo już widać po niej, że w niedlugim czasie urodzi - czas się dlużyl niemożliwie. Każdą noc spędzilam siedząc na snopku slomy w jej boksie, po pewnym czasie oczywiście przysypiając. Jeśli nie zapominalam zabrać sobie koca, to nakrywalam się derką Hebe, albo co mi wpadlo w ręce - nocą bylo zimno... Ale dla koni jak najbardziej optymalnie.
Arabka zaczynala się jakby coraz bardziej niepokoić, na pastwisku odganiala zębami od siebie inne konie. Nawet Kut zaczęla się troche niecierpliwić, co już bylo jakimś znakiem.
Kolejna noc... Tym razem zrobilam sobie do termosu kawę, by znowu nie zasnąć. Ale czasem nawet i to nie pomaga...
Hebe jakoś nie do końca czula, że to pora do spania, bo memlala sobie powoli sianko, wgapiając się przez kraty boksu w Barbossę. Barba wyczula jej slabość i zaczynala do wykorzystywać, jakby w akcie zemsty. ... One się chyba nigdy nie polubią.
Uslyszalam jakiś trzask, który wybudzil mnie z drzemki. Stukot kroków. Otworzylam oczy, próbując coś dojrzeć w ciemności.
Ktoś zapalil światlo. Powoli wstalam, lapiąc termos w obie ręce. Zbliżylam się powoli do drzwi boksu.
-Cuuuux, jesteś?-uslyszalam glos Kut, która rozglądala się wkolo.
Odetchnęlam.
-Co ty tu robisz?-mruknęlam, otwierajac jej boks do Hebe.
Wrócilam na mój snopek slomy.
-Kawy?-zaczęlam przecierać oczy.
-Daj, przyda się.-wyszczerzyla się.-Przyszlam na nocne czuwanie, nie widać?-prychnęla.
-Aaa... Ok.-oparlam glowę o ścianę i zaczęlam nalewać do kubeczka kawy dla Kut.
Patrzylam lekko przyćmionym wzrokiem, jak czarna ciecz wlewa się do kubeczka. Klacz już przyzwyczaila się do zapachu kawy, próbowala za to wynaleźć u Kut jakieś smakolyki, szturchając jej kieszenie warami.
-Masz.-podalam jej kawę.
Przez pól godziny gadalyśmy coś o ogrzewaniu, potem poczulam, jak glowa Kut opada na moje ramię. Zanim sama usnęlam, uslyszalam jeszcze ciche chrapanie. Po chwili można bylo uslyszeć nosową symfonię.
Obudzilyśmy się rano, wraz z pierwszymi promieniami slońca. Pierwsze, co ujrzalyśmy, to Hebe, liżącą malego źrebaczka. Nadal byl mokry, ale calkiem spokojny. Patrzylyśmy jak zaczarowane. Byl to ogierek, naprawdę... Piękny, mial takie... fikuśne plamy na klodzie i mleczny pysk... Potem też zauważylyśmy, że jego prawe oko jest niebieskie. Bylyśmy nim oczarowane.
Ale nie moglyśmy sobie wybaczyć jednego... Przespalyśmy caly poród.
Udalo nam się jednak zobaczyć, jak maly wstaje. Zabawnie wyglądalo, jak unosil się na tylnych nogach, nadal klęcząc na przednich, tracil równowagę i koziolkowal, albo przewracal się na bok. Hebe wstala po chwili. Przy kolejnych próbach wstania malego, starala się go jakby podpierać, by nie stracil znowu równowagi. Nasz maly amant szybko znalazl sobie drogę do jedzenia, więc nie mialyśmy sie o co z Kut martwić.
Przez dluższą chwilę ich obserwowalyśmy. Baardzo pocieszny widok. W końcu jednak powoli podeszlam do Hebe, glaszcząc ją po chrapach. Początkowo skulila uszy.
-Spookojnie...-mówilam do niej cicho, caly czas glaszcząc po chrapach i glowie.
Powoli zaczęla się rozluźniać.
Pozwolila mi dojść do malego. Początkowo byl trochę przestraszony, ale jak zawsze - ciekawość zwyciężyla i już po chwili przykladal mi nos do bluzki, na której nadal byly ślady (i pewnie też zapach) po rozlanej kawie.
Po chwili dolączyla do mnie Kut, jednak obie mocno sobie postanowilyśmy, że nie będziemy męczyć teraz malego i już cieszylyśmy się tym, co będzie się dzialo za kilka dni...
Post został pochwalony 0 razy
|
|