Sayu
Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:51, 22 Sty 2010 Temat postu: Relacja z przyjazdu - 22.01.10 |
|
Siedziałam przed stajnią jak na szpilkach. Normalnie to pewnie zdążyłabym już zamarznąć ale w tej chwili bardziej zżerały mnie nerwy.Aż podskoczyłam gdy ujrzałam podjeżdżający pod bramę pięknym nowoczesny koniowóz. Przeraziły mnie jednak dziki z niego dochodzące. Głuche łupnięcia o ścianę, kwiki i rżenia jakby ktoś w środku zarzynał konia. Przerażona podbiegłam do wozu. Kierowca wysiadł z niego i roześmiał się widząc moją minę.
- To u niej normalne - powiedział ze śmiechem starając się mnie uspokoić. - Ma pani kolec?
- Kolec? - spytałam zaskoczona
- Nie ma szans wyprowadzać ją na kantarze, proszę pójść po ogłowie.
Przytaknęłam jedynie i poszłam do siodlarni. Wróciłam z ogłowiem. Mężczyzna wziął je ode mnie i wszedł do koniowozu.
- Au! Ty mała... !!!- usłyszałam po chwili całą wiązankę przekleństw, kilka kolejnych kopnięć o bandę i zgrzyt metalu. W końcu kierowca wyprowadził smoliście karą klacz z koniowozu. Miałam wrażenie że zaraz zemdleję gdy zobaczyłam że jej prawe przednie kopyto pokryte jest krwią. Miała na sobie tylko trzy ochraniacze. Czwarty dyndał smętnie na resztkach rzepu na przegrodzie.
- Powodzenia - mężczyzna wręczył mi wodze Ruffian po czym jak szybko mógł tak szybko umknął najwidoczniej przepełniony ulgą że wreszcie ma kobyłę z głowy. Odetchnęłam głęboko i popatrzyłam na mój nowy nabytek. Klacz zmierzyła mnie wzrokiem i spróbowała capnąć mnie za rękę. Refleks wyćwiczony przy Spricie uratował życie mojej ręce.
- To będzie ciężka praca... - powiedziałam do kobyły a ta w odpowiedzi tylko stuliła uszy na płask.Spróbowałam zabrać ją do stajni jednak napotkałam zdecydowany opór z jej strony.
- No już! - zawołałam na co klacz strzeliła z zadu ruszając z miejsca i przeciągając mnie po podwórku niczym worek kartofli. Zawisłam na wodzach jak głupia bo było mi ich żal jako że były zupełnie nowe... W końcu jakoś udało mi się opanować sytuację i zabrać ją na stanowisko do czyszczenia gdzie zdjęłam jej pozostałe trzy ochraniacze ledwo unikając sprawdzenia z bliska jakości jej kopyt... Udało mi się przemyć wodą jej nogę. Panika okazałą się zbędna gdyż rana byłą tylko małym otarciem ale obficie krwawiło... Zawinęłam jej przednie nogi w owijki wkładając pomiędzy ranę a polar gazik by osłonić ranę przed zabrudzeniem i wpuściłam ją do biegalni. Ruffian zaraz wystrzeliła jak z procy galopując i strzelając takie baranki że zaczęłam się zastanawiać nad spisaniem testamentu nim na nią wsiądę... A nie zapisałabym jej chyba nawet najgorszemu jeździeckiemu wrogowi... Klacz początkowo zignorowała nawet siano które specjalnie tu dla niej przygotowałam.
- No nic... Jutro będzie rzeźnia... - powiedziałam cicho do siebie i wyszłam ze stajni po drodze słysząc jeszcze jej ogiercze rżenie i kilka głuchych strzałów kopytem w ściany biegalni...
Post został pochwalony 0 razy
|
|