Sayu
Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:19, 26 Sty 2010 Temat postu: 26.01.10 - pierwsze badanie jakości gleby |
|
Przyjechałam do stajni w końcu z żelaznym postanowieniem ze dzisiaj wreszcie wsiądę na moją diablicę. Testament był już spisany, współwłaścicielka była więc najwyższy czas umrzeć, to znaczy wsiadać… Przyniosłam sobie sprzęt pod drzwi biegalni, przy ogłowiu zamocowałam gumowe wędzidło. Ruff była szaloną, krnąbrną wariatką ale podobno była delikatna w pysku. Gdy weszłam na biegalnie zobaczyłam tylko jak wielkie, czarne bydle zaszarżowało w moją stronę i w ostatniej chwili zdołałam się odsunąć. Klacz stuliła uszy widząc że nie bardzo przestraszyła mnie tym atakiem. Podniosłam ogłowie a klacz tylko zobaczywszy co robię zwiała na drugi koniec biegalni.
-No nie… Teraz będziesz zwiewać? – mruknęłam cicho i ruszyłam w kierunku klaczy. Ruffian czekała aż znajdę się przy niej po czym dokłusowała z gracją machając głową jakby chciała mi powiedzieć że to ogłowie to sobie mogę wsadzić w…Gdy w końcu udało mi się zagonić klacz w róg ta zaszarżowała znów na mnie. W ostatniej chwili uchyliłam się ale złapałam ją za szyję co zaskoczyło karą. Mimo to nie zatrzymała się i przegalopowała chyba ze dwa koła wokół biegalni ze mną dyndającą jej na szyi… Zwolniła dopiero gdy w desperacji złapałam ją za nos i przyciągnęłam głowę w dół. Przerzuciłam jej wodze przez szyję i jakoś założyłam ogłowie. Ruff o dziwo wzięła wędzidło i od razu zaczęła je memłać i gryźć, może nieco agresywnie i nerwowo ale zawsze. Tak okiełznaną kobyłę nie bez oporów przyprowadziłam do miejsca gdzie leżał sprzęt. Pochyliłam się po szczotkę a gdy ją podnosiłam klacz zaczęła bić przednią nogą w podłoże ze skulonymi uszami dając mi do zrozumienia że mam się odwalić.
- Nie ma tak dobrze mała… Czas do roboty… - zabrałam się za czyszczenie cały czas mówiąc do klaczy spokojnie ta jednak nie miała zamiaru się uspokoić. Dreptała w miejscu, groziła kopniakiem, kopała lub próbowała mnie ugryźć. Wyczyściłam jej jakoś kopyta ale o wyjęciu słomy z ogona nie było mowy. No trudno, zostanie i tak. Siodłanie przeżyła bez większych ekscesów. Gdy przechodziłam obok siodlarni poprosiłam Chocky by podała mi jeszcze kamizelkę z mojej szafki. Kask i rękawiczki już miałam na sobie. Weszłyśmy na halę. Chocky postanowiła mi pomóc jeszcze przy wsiadaniu. Ruff już nie miała ochoty czekać więc kręciła się niemiłosiernie przy podciąganiu popręgu jak i przy samym wsiadaniu. Złapałam pewniej za wodze i poprosiłam klacz o stępa.
- Ona stępuje czy kłusuje? – zapytałam po chwili czując jak klacz pode mną niemal podskakuje.
- Stępuje, stępuje – powiedziała Chocky – Ale nieźle zasuwa – zaśmiała się lekko
- To widzę – odparłam z lekkim uśmiechem. Odetchnęłam cicho, w sumie jazda na niej nie była taka zła. Spróbowałam wykręcić woltę na łydkę. Cóż, nie bardzo się dało. Widać wszelakie prowadzenie klaczy na łydkę zostało pominięte w procesie jej szkolenia wyścigowego i umiała chodzić tylko na wodzę. No nic, to było do nadrobienia. Ściągnęłam lekko wodze prosząc Ruff o zatrzymanie. Kobyłka niechętnie przystanęła w miejscu ale jedynie na krótką chwilę. Zaraz zaczęła się znów kręcić i niecierpliwić. Westchnęłam cicho. Dzisiaj jazda bez galopu. Nie miałam zamiaru jej rozochocać. Zrobiłam z nią więcej kół stępa na początek by ją nieco uspokoić. Ruff jednak miała zbyt dużo energii i cały czas parła przed siebie jak mały parowóz. Zmieniłam kierunek starając się najpierw pokazać jej łydką a dopiero później dołożyć wodze. Na samym środku hali Ruff nagle wystrzeliła w powietrze z taką siłą że wyleciałam z siodła i wylądowałam jej na szyi. Klacz ruszyła znienacka galopem i wyhamowała tuż przed ścianą. Rąbnęłam plecami o bandę a Ruffian zaliczała właśnie rundę honorową z wysoko uniesionym ogonem rżąc jakby ze śmiechu. Usiadłam powoli i zobaczyłam Chocky biegnącą do mnie
- Jesteś cała?
- Tak, chyba tak… Dobrze że miałam kamizelkę…
- Ten koń to morderca…
- Mnie to mówisz? Lepiej pomóż mi ją złapać – powiedziałam wstając.
Obie zabrałyśmy się do gonienia klaczy. Chocky ledwie uniknęła buta wymierzonego prosto w jej głowę a ja jakoś złapałam klacz za wodze.
- O nie moja droga… Koniec zabawy… - mruknęłam cicho. – Chocky, wolisz ją potrzymać czy skoczysz mi po bata do lonżowania?
- Przyniosę bat – odparła i tyle ją widziałam. Zawiesiłam wodze na podgardlu i podciągnęłam strzemiona. Puściłam Ruffian a ta odbiegła lekkim kłusem. Gdy Chocky przyniosła mi bat zaczęłam gonić karą. Chciałam ją zmęczyć. Ale gdy ja ledwie dyszałam ona była ledwie, ledwie spocona. Zastąpiła mnie Chocky a gdy ona się zmęczyła jeszcze raz ja zajęłam się gonieniem karej. W końcu, gdy łapałam Ruffian, klacz była na tyle zmęczona że jedynie kłapnęła zębami w moją stronę. Wsiadłam na nią i ruszyłam stępem na luźnej wodzy. Ruff nadal dreptała szybko i nieco z nerwicą ale przynajmniej już nie kombinowała. Trochę pomęczyłam ją woltami w stępie by nie było jej za dobrze. Gdy skończyłam zabrałam ją do jej biegalni gdzie zdjęłam z niej sprzęt. Ruff odwróciła się i strzeliła z zadu w moją stronę po czym odeszła z uszami położonymi płasko na potylicy. Odetchnęłam cicho krzywiąc się lekko z bólu. Przecierpię jeszcze to lądowanie… Poszłam odnieść sprzęt i zebrałam się do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|