Metka
Pensjonariuszka
Dołączył: 28 Wrz 2009
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 9:42, 03 Lut 2010 Temat postu: Zmiany tempa w klusie i nogi w galopie |
|
Trening z Yari
Przybyłam do Obsesji, nie wiem który raz z kolei , aby potrenować Metkowego ogiera – Livero. Miałam poćwiczyć z nim figury z klasy C, chodź wiedziałam, że już coś nie coś robił w tej klasie.
Weszłam do stajni, a tam przywitało mnie rżenie kilku koni. Faktem jest, że nie wszystkie się odezwały, ale i tak było głośno. Podeszłam do boksu Livero, który wolno skubał sobie resztki sianka z nudów. Jednak, gdy mnie usłyszał przy swoim boksie, podniósł łeb z postawionymi uszami i szeroko rozwartymi oczkami.
Chyba był jednym z tych, które nie zarżały.
Podałam mu na rozwartej dłoni cukierka, którego schrupał bez najmniejszego zastanowienia. Poszłam po jego sprzęt do siodlarni. Wróciłam, a w tym czasie Livero wyglądał za mną z boksu. Pogłaskałam go lekko po chrapach, bo na więcej nie zdążyłam, gdyż schował łeb. Stał gotowy, aby go przywiązać. Bez zastanowienia przypięłam karabińczyk od uwiązu do jego kantara i przywiązałam go do pierścienia w boksie. Był w miarę czysty i nie potrzebował wielu zabiegów pielęgnacyjnych. Przejechałam po jego grzbiecie iglastym zgrzebłem, ale nie było właściwie potrzeby, aby używac tej szczotki – ogier nie miał żadnych sklejek, a tylko go niepotrzebnie zdenerwowałam. Kolejnym moim ruchem było zmierzwienie jego sierści gumowym zgrzebłem, a potem wyciągnięcie kurzu (którego i tak było bardzo mało) miękką szczotką. Na zakończenie wyczyściłam mu kopyta i osiodłałam. Wyszliśmy w zimną noc, aby z radością powitać, jakby się wydawało, ciepłe pomieszczenie, jakim jest hala.
Zaczęłam sedno treningu od zluzowania strzemion oraz podciągnięcia popręgu. Wsiadłam powoli na konika, aby się nie buntował i delikatną łydką popędziłam go do stępa. W tym chodzi bardzo łatwo wykonywałam kolejne wolty, półwolty, ósemki oraz serpentyny. Livero bardzo dobrze wyginał się na jedną, jak i drugą stronę– widać, że jest dobrze trenowany. Gdy był już rozgrzany, zakłusowałam. Na początku był to, dla rozgrzania, kłus roboczy anglezowany, aby nie obciążać mu zbytnio grzbietu. Już wykonywałam woltę, gdy ogierzysko się spłoszyło. Zupełnie wytrąciło mnie to z równowagi, ale utrzymałam się w siodle i zatrzymałam konia. Zupełnie się spiął i bardzo sztywno ruszył stępem. Aby się uspokoił klepałam i masowałam mu szyję i stępowaliśmy na luźniejszej wodzy. Po kilku minutach rozluźnił się. Ruszyliśmy drugi raz kłusem i tym razem Livero lekko odskoczył w miejscu poprzedniego spłoszenia. Poklepałam go dla dodania odwagi i wykonałam serpentynę o pięciu zakolach. Ładnie wyginał się wokół łydki. Kiedy to ćwiczenie zakończyliśmy wykonałam kilkanaście ćwiczeń, tych samych, co w stępie. Po tym wszystkim przeszłam do stępa. Livero chyba poczuł zbyt dużo swobody, gdyż chciał wyszarpnąć mi wodze i wyciągnąć szyję, ale nie pozwoliłam mu na to, za to dodałam mocniej łydki. Prawie przeszedł do kłusa, ale przytrzymałam go i dalej stępował. Gdy nieco odetchnęliśmy znów zakłusowałam. Już teraz w ogóle się nie płoszył. Teraz postawiłam na ćwiczenia na zmianę tempa tym samym na długiej ścianie wyciągałam kłus, a na krótkich skracałam, oczywiście na maksa. Po kilku takich zmianach naprawdę było widać różnicę między wyciągniętym, w którym wyciągał i wysoko unosił nogi, a skróconym, w którym również wysoko nosił nogi, szedł elastycznie, energicznie, ale nie przekraczał śladu kopyt przednich tylnymi. Trochę czasu na to poświęciliśmy, a potem ze skróconego zagalopowałam również skróconym. W tym chodzie próbowałam zmiany z jednej nogi na drugą. Na początku zrobiłam to przez ósemkę. Wyszło nie całkiem porządnie, gdyż Livero trochę pomylił nogi i się potknął, ale nie przewrócił. Kolejna zmiana i nie co lepiej, ale też jak na niego słabo, chodź nie zabijał się już o własne nogi. Kolejny raz i o kolejne ciut lepiej. Postanowiłam, że dam mu silniejszy i bardziej zdecydowany sygnał. Zbliżaliśmy się do środka ósemki, mocniejszy sygnał i o niebo lepiej. Myślę, że sprawiło mu to dużo problemów, ale bardzo dobrze było teraz. Poklepałam go i powtórzyłam jeszcze trzy razy w tym samym stylu. Dalej wykonałam ćwiczenie podobne jak w kłusie – zmiana tempa, tzn. Na krótkich ścianach galop skrócony, a na długich wyciągnięty. Tu też było widać różnicę, gdy się wyciągał, albo skracał. Bardzo energicznie wykonywał wszystkie ćwiczenia – chyba mu się chciało. Na zakończenie spróbowałam ciągu w galopie. Niewiele z tego wyszło, ale coś tam coś tam... Wiedział że dzwoni, ale nie wiedział w którym kościele. Poćwiczyłam z nim to kilka razy i dałam spokój przechodząc do kłusa. W sumie zrobiliśmy wszystko, co wymagane jest w klasie C, więc nie miałam co sobie lub ogierowi zarzucić. Rozkłusowałam go, gdyż trochę się spocił, a ja nie chciałam go bardzo męczyć. Powoli zwalniałam kłusa, aż przeszłam do stępa. Ogier z radością wyciągnął szyję prosto do ziemi. Poklepałam go po łopatce i czekałam, aż wyschnie. Po pewnym czasie był suchy, ale rozgrzany, więc gdy zeszłam założyłam na niego derkę. Wyszliśmy na dwór i w szybkim tempie pokonaliśmy odległość dzielącą nas od stajni.
Już boksie zdjęłam mu derkę do połowy, rozsiodłałam i znów założyłam derkę. Zbadałam dokładnie kopyta i stan konia, aby nie został obtarty, czy z niewygodnym kamieniem w kopycie. Na szczęście nic złego się nie działo, więc zebrałam sprzęt i zaniosłam do siodlarni. Pożegnałam się z koniem, który z ospałą miną, wziął ode mnie cukierka i począł skubać trawę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|