Aravey
Pensjonariuszka
Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:28, 15 Gru 2009 Temat postu: Skoki w korytarzu, lonża i zabawa z YarisĄ |
|
Koń: Volver
Trener: YarisA
Dziedzina: Skoki w korytarzu, lonża, zabawa
Czas treningu: 2 godziny
Pogoda: Słonecznie, lekkie zachmurzenie, chłodno
Miejsce: lonżownik, hala
Poszłam na halę, aby przygotować korytarz. Składał się on z pięciu przeszkód i zajął wszystkie ściany. Znalazły się w nich dwie koperty, tyle samo stacjonat i jeden okser. Ponad to rozstawiłam trzy drągi na kłus i jednego na galop.
Weszłam do stajni przywitana wieloma szczęśliwymi rżeniami, ale mogłam wziąć tylko jedno konisko. Wypadło na Volvera, więc przywitałam się z nim cukierkiem, którego ze smakiem schrupał. Pogłaskałam go po głowie i poszłam po sprzęt do czyszczenia. Jako, że Volver był okropnie zakurzony i trochę zabłocony miałam dość sporo roboty. Sierść doprowadziłam do stanu prawie idealnego, nikły kurz się z niego sypał. Grzywa, grzywka oraz ogon były naturalnego koloru i dobrze je rozczesałam. Kopyta zalśniły, gdy przetarłam je mokrą ściereczką. Zostawiłam ogierka na chwilę i wróciłam ze sprzętem, który stanowiły ochraniacze i lonża. Się na nosiłam, zwłaszcza, że to takie ciężkie . Założyłam ochraniacze konikowi i poszłam z nim w kantarze na lonżownik.
Kiedy znaleźliśmy się już na okrągłym wybiegu, zdjęłam konikowi kantar i puściłam go wolno. Jak każdy koń, który poczuł wolność ruszył sobie swobodnym galopem, co jakiś czas go wyciągając i waląc solidne baranki. Po dłuższym czasie zaczął się uspokajać i przeszedł do kłusa. Pochwaliłam go głosem i zaczęłam pracę. Cały czas powtarzałam słowo "stęp" przeciągając je nie co, a gdy w końcu wykonał moje polecenie pochwaliłam głosem. Zwiniętą lonżą uderzyłam o prawe udo, czyli odwrotne niż kierunek chodu konia. Przeszedł od razu do kłusa, a ja w tempie jego chodu obijałam lonże własne udo, ale delikatnie, bez gwałtownych ruchów. Po kilku kołach wzięłam lonżę w drugą rękę i uderzyłam w drugie udo. Chodź skupiony nie wiedział o co mi chodzi i zatrzymał się. Uderzyłam jeszcze raz, tym razem robiąc jeden krok w stronę ogiera. Tym razem zdziwiony odwrócił się na zadzie i poszedł w drugą stronę. Cofnęłam się o ten krok i pochwaliłam konika głosem. Przeszedł w kłusie takim, jakim chciał jakieś dziesięć albo więcej kółek i zmniejszyłam jeszcze intensywność obijania linką o nogę. Zwolnił do stępa, więc znowu go pochwaliłam. Uderzenia następowały teraz co dwa ruchy nogami konia. Po pewnym czasie, kiedy przestał już głośniej oddychać znowu zmieniłam kierunek w sposób jak wcześniej, tym razem jednak nie byłam zmuszona do podejścia do niego. Puściłam go kłusem, a po chwili zwiększyłam moc uderzeń i koń zagalopował. Szedł ładnie, równo, przypatrywał się mnie i słuchał moich komend, szedł rytmicznie z moimi ruchami, chodź czasem tracił ten rytm. Po pięciu czy ośmiu kołach nie zwalniając go zmieniłam kierunek i Volver ruszył w przeciwną stronę również galopem. Mniej więcej po takim samym czasie zwolniłam go do kłusa, a po wykłusowaniu do stępa. Przestałam uderzać lonżą o udo, a wtedy konisko się zatrzymało, więc podeszłam i założyłam mu kantar. Nie uciekał, stał spokojnie. Poszłam z nim na halę.
Na początek puściłam konika kłusem, tym razem na lonży, prosto na trzy drążki. Przeszedł ładnie, dość wysoko podnosił nogi, ładnie wygiął szyję w łuk. Pochwaliłam i nakierowałam jeszcze raz. Równie ładnie, więc zagalopowałam go i popędziłam na pojedynczy pałąk na ziemi. Przeszedł dobrze, również wyginając szyję w łuk. Pochwaliłam go po raz kolejny i powtórzyłam ćwiczenie. Po tym zatrzymałam konika, zaprowadziłam do korytarza i zdjęłam kantar. Ten jak zaczarowany stanął w miejscu i gdy strzeliłam lonżą o udo nakazując galop ruszył i po chwili pokonał pierwszą przeszkodę. Ładnie, wysoko, mając spory zapas. Kolejna przeszkoda, uderzenie i skok. Pięknie piękni, ale jako przeszkoda trochę wyższa, czyli 60cm, miał mniejszy zapas, chodź i tak spory. W podobnym stylu pokonał Volver trzy pozostałe płotki i po skończeniu złapałam go i porządnie pochwaliłam dając cukierka i klepiąc. Z powrotem przeszłam z nim na lonżownik.
Teraz wykłusowałam go tylko na obie nogi stosując metodę wcześniejszą, bez kantarka i lonży. Po tym spokojnie się występował i zaprowadziłam go do stajni.
Kiedy był już w boksie sprawdziłam kopyta, wyczyściłam je i przygładziłam futerko zmierzwione potem.Ostatni cukierek i poszłam sprzątnąć sprzęt. Spisał się wspaniale.
Post został pochwalony 0 razy
|
|