Av
Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:02, 12 Paź 2009 Temat postu: skoki w korytarzu |
|
Moja kluska już jakiś czas stoi w Obsesji i przyzwyczaja się do nowego otoczenia. Dzisiaj zamiast brać go na jazdę (w planach miałam poskakać) zabiorę go na halę i zobaczę jaką miś ma potęgę skoku luzem. Tak więc po popołudniowym odpasie zamiast iść na padok poszłam do malca z potrzebnym mi sprzętem.
Kluch stał w boksie i baaaaardzo powoli rzuł słomę. Kiedy mnie zobaczył jak zwykle cicho zarżał (jeśli tak można było nazwać ten odgłos, który się z niego wydobył xD). Wyciągnęłam go z boksu uprzednio zakładając kantar i przywiązałam gankstera na dwa uwiązy. Cholera uwielbia uciekać. Zaczęłam go czyścić. Jak zwykle podczas czyszczenia łakomie grzebał kopytem i wykręcał się żeby dosięgnąć moich kieszeni. Zgrzebłem rozczyściłam zakleiki, a potem miękką szczotką zmiotła z jego sierści nadmiar kurzu. Znalazłam też dwie małe ranki na jego łopatce. Ciekawe skąd tam się wzięły ? Polałam je wodą utlenioną i posmarowałam maścią propolisową i wzięłam się dalej do roboty. Szczotką z koziego włosia wyczyściłam mu mordziachę, a potem rozczesałam mu grzebykiem grzywę oraz grzywkę. Na wszystkie cztery nogi założyłam mu ochraniacze, a potem zajęłam się rozczesywaniem jego ogona za pomocą twardej szczotki do ogona. Później przetarłam jego sierść wilgotną szmatką tak, że nie było widać już śladu kurzu ^ ^ Następnie na grzbiet zarzuciłam mu pełny czaprak, a na niego pas do lonżowania. Podpięłam delikatnie popręg, na koniec zostało mi zmienienie jego kantara na ogłowie z wielokrążkiem. Podpięłam do pasa wypinacze, do kółka od wędzidła środkowego lonżę, wzięłam bat i ruszyłam z malcem na halę. Jeszcze na chwilę przed siodlarnią się zatrzymałam aby małemu zarzucić derkę polarową na grzbiet.
Zamknęłam za nami halę i włączyłam światła gdyż w taką ponurą pogodę zdaje się być ciemno jak o osiemnastej w środek zimy. Przy przeciwnej do wejścia długiej ścianie stał już zbudowany przeze mnie "korytarz. Teraz były to stojaki i leżące w odstępach od siebie drążki, a wszystko było ogrodzone biało-czerwoną taśmą aby Poet wrazie czego nie chciał zwiać w trakcie pokonywania przeszkód. Na początku poszłam z nim na środek i zaczęłam od puszczenia go na całą lonże na lewo. Na razie nie zapinałam wypinaczy, chciałam zobaczyć jak się zachowa jednak już bałam się jego reakcji. Jak się później przekonałam nie było aż tak źle. Machał początkowo głową i odskakiwał co jakiś czas ciągnąc mnie przy tym przez półhali, ale kiedy zmieniliśmy kierunek na prawo nieco się już uspokoił. Po kolejnej zmianie kierunku zdjęłam mu derkę i podpięłam wypinacze jednak początkowo bardzo lekko także jeszcze mógł mieć jakąś kontrolę. Podpięłam mu też popręg. Kiedy wróciłam na środek zmniejszyłam odrobinę koło i głosową komendą kazałam mu zakłusować. Grzecznie ruszył do przodu jednak jak to on po krótkiej chwili wyciągał już kłus i omal się z rozpędu nie wywracał. Głosem go uspokajałam, wiedziałam, że nic tutaj nie poradzę gdyż kluch musi tą całą energie z siebie spuścić. Kiedy tak kłusował z około pięciu minut nieco się uspokoił dlatego kazałam mu przejść do stępa. Po dwóch kółkach zmieniłam kierunek i podpięłam odpowiednio wypinacze teraz mocniej. I znowu kłus. Teraz bardziej spokojny, jednak mógłby być lepszy. Więc nie obyło się bez głosowego uspokajania. Po pięciu minutach w miarę dobrego kłusa nakazałam mu przejść do stępa. Po dwóch kółkach stępa kolejna zmiana kierunku i regulacja wypinaczy znowu inna. Ma być to tylko rozgrzewka, a nie godzinna lonża dlatego po kilku kołach stępa kazałam mu zakłoswać, a następnie zagalopować. Zagalopował na dobrą nogę i przekraczając tyłami przody ładnie podstawiał zad. Mocniejsza praca wewnętrznych nóg. To wszystko tak pięknie wyglądało. Po kilkunastu kołach przejście do kłusa i do stępa. Chwila stępa i znowu zmiana kierunku. Zagalopowanie również z kłusa po uprzedniej regulacji wypinaczy. Galop na prawą stronę również był cudny. Nie mogłam się na niego wprost napatrzeć. Przejście do stępa i stępa około minut pięć.
Kiedy jego uddech się już uspokoił odpięłam mu wypinacze, a później zdjęłam z jego grzbietu pas do lonżowania wraz z czaprakiem. Wszystko odłożyłam na bok i poprowadziłam ogiera w kierunku korytarza. Na sam początek przeszłam korytarz wraz z nim stępem dwa razy aby się napatrzał i przyzwyczaił. Później dwa razy z nim w eku przekłusowałam drążki, a kiedy zdawał się już obeznany przywiązałam go w drugim końcu hali i ustawiłam początkowe przeszkody. Pierwszy był maleńki krzyżaczek, który miał może z 40cm, przed którym leżała wskazówka na galop. Dwie fule za krzyżaczkiem stała 60cm stacjonata, za którą po trzech fule stała kolejna 60cm stacjonatka. To bardzo prosta kombinacja tylko tak na rozgrzewkę. Wróciłam po ogiera i kłusem wpuściłam go w korytarz. Nawet nie chciało się mu podnosić nóg, jednak nic nie strącił. Postanowiłam olać to sobie i podwyższyłam stacjonaty. Pierwszą do 80cm, drugą do 100cm. Krzyżaczek zaś podniosłam o dwie dziurki. Złapałam ogiera i ponownie wpuściłam go w korytarz. Bez większych problemów wyszedł z korytarza i poczęstował mnie, widza wielkim bryknięciem. Pierwsza stacjonata została przeze mnie podniesiona do 90cm, zaś druga do 110cm. Poet znowóż olał sobie całą kombinacje i nawet się nie postarał podciągnąć nóg. Jakbym parowała podwyższałam kombinacje. Drugą stacjonatę podwyższyłam do 120cm i dodałam za nią oxer 130cm jednak bardzo wąski. Krzyżak i stacjonatkę pierwszą podniosłam o 10cm. Wpuściłam po raz kolejny małego geniusza do korytarza. Teraz kiedy obserwowało się go od boku widać było jak starannie przykłada się do każdego skoku po kolei. Wysoko składał przednie nogi, pewnie lądował. Kiedy go złapałam pochodziłam z nim chwilę aby złapał trochę więcej oddechu, a następnie ponownie wpuściłam go w tą samą kombinacje. Starał się jeszcze bardziej niż przedtem, niesamowicie miękko lądował. Podniosłam kombinacje. Z pierwszego krzyżaka zrobiłam stacjonatę 80cm, pierwszą stacjonatę zostawiłam, drugą poniosłam o dziurkę (120cm), a oxer na końcu oddaliłam (cztery fule od ostatniej stacjonaty) i zwiększyłam ją do 140cm i o ok. 20cm rozszerzyłam. Złapałam gniadego i podprowadziłam go pod korytarz oczywiście kłusem. To był dopiero widok! Nogi wysoko prawie dotykał nimi pyska, leciał na każdej przeszkodzie z conajmniej 10cm zapasem. Tak jak poprzednio z wielką łatwością się wybijał i miękko lądował. Kiedy już się wybrykał po ukończeniu tego ćwiczenia nagrodziłam go cukierkami oraz klepaniem. Ostatnia zmiana tego korytarza, a potem coś zupełnie innego. Ostatni oxer rozszerzyłam dodatkowo o 10cm i podniosłam również o 10cm. Trzecią stacjonatkę podniosłam również o 10cm (130cm), drugą stacjonatę również o dziurkę (110cm), a pierwszą po chwili namysłu również o dziurkę (90cm). Złapałam ogiera i po raz ostatni puściłam go kłusem (jeszczep poganiając aby zagalopował) w duży korytarz. Stacjonaty pokonał czysto i jak zwykle z wielką starannością. Cztery fule dziwnym trafem skrócił na trzy (nie wiem jak on to zrobił) i wybił się o pół fule wczesniej niż powinien. To był dopiero skok! Podniósł wysoko i przody i zady, dokrył starannie i nawet nie puknął drągów! Miękko z lekkim szarpnięciem wylądował i wybiegając z korytarza wystrzelił baranka z radosnył parsknięciem.
Po chwili stępa w ręku z łogierowatym przebudowałam całą kombinacje. Usunęłam drugą i trzecią stacjonatę, oraz przysunęłam nieco oxer do pierwszej stacjonaty. Oxer zwiększyłam (do 170cm), natomiast stacjonatę pierwszą zmieniłam na krzyżaka jednak niezwykle wysokieko (na przed ostatnią dziurkę stojaków). Zamiast drąga w galopu zrobiłam trzy z kłusa. Wpuściłam malucha w korytarz zaraz jak skończyłam przebudowę. Przekłusował drążki nieco szybko (nie dziwie mu się), ale zaskakująco wysoko podnosił przy tym nogi. Skoczył krzyżaka i równym galopem doszedł do oxera. Aż wstrzymałam oddech. Chwila prawdy. Wiedziałam, że nie stanie - odbił się - to było pewne. Z tego co zdąrzyłam zauważyć w dobrym miejscu. Jak zwykle wysoko się wybił podciągając pod siebie nogi. W fazie lądowania dostrzegłam jak dotyka zadnią nogą ostatniego drąga - na szczęście było to tylko delikatne muśnięcie, które nie spowodowało spadnięcia drąga. Wylądował miękko z lekkim stęknięciem. Od razu podkłusował do mnie. Wyklepałam go należycie. Bardzo się dzisiaj postarał i pokazał klase. Dostał ode mnie cukierki, które w mgnieniu oka wessał do swojej paszczy i rzuł je tak dłuższą chwilę zanim je pogryzł.
Po około piętnastu minutach stępa w ręce na lonży założyłam mu z powrotem na grzbiet derkę i zapięłam na piersi. Spocił się lekko, a zgrzany był i to mocno. Zabrałam ze sobą cały sprzęt leżący obok i po zgaszeniu światła w hali powędrowałam z gniadoszem do stajni. Pierwsze co tam uczyniłam to zmieniłam mu ogłowie na kantar i zapięłam na korytarzu na dwa uwiązy co czynie prawie zawsze (wyjątek - czyszczenie na dziedzińcu). Później zdjęłam mu ochraniacze i wyczyściłam porządnie kopyta, aby chwile później posmarować je wewnątrz i z zewnątrz olejem roślinnym. Postanowiłam, że dzisiaj nie pójdzie już na pastwisko tylko odpocznie w boksie. Dużo się już nabiegał z resztą zaraz dorzucę mu sianka do boksu. Zdjęłam mu derkę i roztarłam spocone miejsca skręconą, suchą słomą, później spowrotem założyłam mu derkę polarową. Jako, że jeszcze nie jest golony schowałam go w niej do boksu uprzednio zdjąwszy z niego kanatr. Zamykając boks dałam mu jeszcze cukierasa (ten wzrok zabija ) i poszłam odnieść sprzęt do siodlarni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Av dnia Wto 18:48, 13 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|