Carrot
Właścicielka stajni
Dołączył: 06 Paź 2009
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Lublina ;p
|
Wysłany: Sob 11:56, 10 Paź 2009 Temat postu: Trening skokowy N |
|
Trening skokowy na poziomie N
Gdy otworzyłam oczy coś dziwnego się ze mną działo .. bolała mnie głowa itd. Gdy wyjrzałam przez okno zobaczyłam wielki deszcz, a dzisiaj miałam trenować z Carusem. Szybko się ogarnęłam i ubrałam po czym zeszłam na dół gdzie przywitałam się z Chocky. Zrobiłam sobie tosty i w mig je zjadłam. Założyłam na siebie grubą bluzę z kapturem i pobiegłam do stajni. Deszcz zdążył mnie trochę zalać ale nie było tak tragicznie. Było bardzo zimno, dlatego założyłam Nev, Caru i Daedrze (na prośbę Chocky) derki. Pech, że dzisiaj miałam mieć trening skokowy z Carusem. Weszłam do jego boksu i dałam mu cuksa i poszłam po szczotki. Był w miare czysty, bo wczoraj pod sam wieczór musiałam wyczyścić brudasa, który wytarzał się w błocie.
- No niuniek, dzisiaj poskaczemy troszkę – powiedziałam czuło do koniska, które patrzyło się na mnie szczęśliwe i uradowane. Tak Caru teraz z wielkim entuzjazmem podchodzi do treningów, kocha skakać. Założyłam mu na łepetynkę kantarek sznurkowy i wzięłam szczotki. Najpierw zgrzebełkiem przejechałam po zaklejkach, których było bardzo mało. Po czym wzięłam włosianą szczotkę i zaczęłam nią czyścić Carusa. Młody był nawet grzeczny, dlatego nie miałam nic specjalnego do zastrzeżenia. Gdy skończyłam czyścić go włosianą szczotką wzięłam kopystkę i zaczęłam czyścić kopytko, które ogierasek podał sam. Gdy postawił wyczyszczone kopyto na ziemie odruchowo podniósł drugie. Poklepałam konika i wyczyściłam pozostałe kopyta. Potem wyczesałam starannie grzywę i ogon … postanowiłam, że zrobię mu koreczki. Pożyczyłam od Chocky gumki do grzywy i zabrałam się za oddzielanie równych pasm włosów. Gdy Caruso miał już kucyki, z kucyków porobiłam warkoczyki i zawinęłam je w koreczki. Dwa mi się nie udały i musiałam rozplątywać i robić nowe. Gdy ogierek był wypucowany i do tego miał koreczki, poszłam po rząd i zarzuciłam mu na grzbiet nowe skokowe siodło z błękitnym czaprakiem i lekko podpięłam popręg. Gdy zsunęłam kantar na szyję i wzięłam do ręki ogłowie z wytokiem i wielokrążkiem, bo ostatnio ten koń sam się o niego prosi zaczęło się piekło. Zaczął rzucać głową we wszystkie strony lub też straszyć, że dziabnie. Mimo, że był przywiązany na 2 uwiązy nie dał założyć sobie ogłowia. W końcu złamał się i dał je sobie włożyć. Jeszcze włożyłam mu ochraniacze i poszłam po toczek oraz bacik. Gdy wróciłam ogr był zanudzony na śmierć i wynalazł sobie nową zabawę – gryzienie swoich ochraniaczy. Na szczęście dopiero zaczął a ochraniacze nie odniosły dużych obrażeń. Wyprowadziłam go ze stajni i szybko pobiegłam ciągnąc za sobą Carusa na halę. Na hali wytarłam go słomą, bo był tam jakiś mały snopek i wsiadłam. Dałam mu leciutką łydkę do stępa, a wodza sobie luźno zwisywała. Ogierro kilka razy wyrzucił swój zadek w powietrze – ale to tylko jak na razie rozgrzewka u niego ^^ Gdy konio się rozgrzał zebrałam wodze i dałam łydkę do kłusa. Nie męczyłam go zebraniem ani ganaszowaniem – to trening skokowy nie ? Ładnie kłusował, tak szybko, że niemalże był to galop. Zwolniłam stanowczo jego kłus, a ten po raz kolejny wyrzucił swój zadek w powietrze z nóżkami. Zrobiliśmy malutką półwoltę, co za tym idzie zmianę kierunku. Poklepałam go i nakierowałam na drągi, a raczej cavaletti tylko, że na najniższym poziomie na razie. Dałam mu mocniejszą łydkę i gdy byłyśmy ok. metr od przeszkody, wysadził swój zad w powietrze i uskoczył w bok. To nie był koniec bryków i podskoków. Pogalopował po całej ujeżdżalni, a ja użerając się z nim musiałam nieszczęsnie walić dupą o siodło, bo Caruso co raz wyrzucał mnie w powietrze. Jakieś dzieciaczki przyszły koniki pooglądać i pobiegły z wrażenia na halę. A ten koń zwany wypłochem jeszcze bardziej zaczął strzelać fochy. W końcu go uspokoiłam i opierdzieliłam młode dziewczynki, że NIE MOŻNA biegać przy koniach. Zatrzymałam go do stępa i zganaszowałam jako karę, bo ogr tego nienawidzi. Po 5 minutach stępa ponownie dałam łydkę do kłusa i znowu najechaliśmy na drągi.
- Dalej ! – rozległ się krzyk z moich ust, bo koń powtórzył to co przedtem. Dałam mu mocnego klapsa w dupsko i znowu najechałam na przeszkodę. Tym razem na szczęście koniosław przejechał drągi, z puknięciem ale to zawsze coś. Kilka razy powtórzyłam ćwiczenie, aż Caru mocno się spienił. Zwolniłam na minutkę do stępa i na krótkiej ścianie wypchnęłam go do kłusa. Z początku nie chciał zakłusować i zaczął rzucać głową, ale po chwili użerania się z nim wykonał moje polecenie. Chocky na moją prośbę podwyższyla mi cavaletki, na wyższy poziom. Zrobiliśmy całkiem udaną woltę z Caruskiem i najechaliśmy na cavaletti. Ten debil zamiast to przekłusować, centralnie przed drągami zagalopował i tym sposobem zrobiliśmy ćwiczenie – skok-wyskok. Ładnie to zrobił, ale w sumie nie było to to co ja od niego wymagałam. Dlatego znowu najechaliśmy na cavaletki, na szczęście zrozumiał że ma to przejechać kłusem, cudownie pokonał przeszkodę, na czysto. Gdy wyjechaliśmy na dłuuugą ścianę dałam łydkę do galopu, bo Krówcia tylko na to czekała. Szybko wyrwał do przodu, więc musiałam się z nim trochę poszarpać by wolniej galopował. Znowu zrobiliśmy ćwiczenie na drągach – skok-wyskok po czym nakierowałam go na kopertę 60 cm. Przeszkody wcześniej sobie poustawiałam. Najechał ładnie zrównoważonym i płynnym galopem, oczywiście skok na czysto. Poklepałam go i zwolniłam do kłusa. Chciałam z nim poćwiczyć naskoki, które ostatnio niechętnie wykonywał. Nakierowałam go na stacjonatę 70 cm z kłusa. Chciał wyrwać galopem, jednak udało mi się go powstrzymać. 1,5 m przed przeszkodą dałam łydkę i zadziałałam dosiadem, by koń zrobił naskok. Ładnie wykonał naskok, jednak na przeszkodzie się trochę zachwiał i zahaczył tylnimi nogami, ale nie było zrzutki. Jeszcze raz. Naprowadziłam go na tą samą przeszkodę i przed nią dałam sygnały do naskoku. Cudnie zrobił naskok, a jeszcze cudniej szybował nad przeszkodą. Po prostu lataliśmy. To były tylko przeszkody na rozgrzewkę. Następną przeszkodą był okser 75 cm i 85 cm. Ta przeszkoda do pokonania już z galopu. Dałam mu mocną łydkę i po chwili znaleźliśmy się nad przeszkodą. Niemal nie wpadł na ścianę od hali xD Poklepałam go i nakierowałam na stacjonatę 90 cm. Szybko i zgrabnie skoczył przeszkodę, skakało mi się na nim najcudowniej, ze wszystkich koni na jakich jeździłam. Następnie krzyżaczek 100 cm .. dość wysoki, ale dla Caru to chyba nie problem. Dałam mu mocną łydkę i wypchnęłam dosiadem. Caru zrzucił więc znowu najechałam na stachjonatę 90 cm i ponownie na krzyżak 100 cm. Wreszcie cudnie skoczył więc go poklepałam. Zwolniłam do stępa na ponad 5 min na odpoczynek.
- No mały, jeszcze trochę poskaczemy. – ruszyłam kłusem, a zaraz po tym galopem. Zrobiliśmy jedno koło i najechaliśmy na stacjonatę 110 cm. O dziwo mój rumak ładniutko skoczył, bez żadnych problemów. Następnie przeszkoda 115 cm. Ładnie, ładnie, ale do czasu .. tuż przed przeszkodą automatycznie się wyłamał i szarpnął głową a ja prawie wyleciałam z siodła. No nic, kolejna próba – tym razem udana. Ładnie profesjonalnie skoczył. Poklepałam go i pogalopowaliśmy dalej na triplebar 90, 100, 110 cm. Wymagało to od niego dużego wysiłku, ale ładnie bez problemu przelecieliśmy nad przeszkodą. Jeszcze 120 cm stacjonata. Na widok tej przeszkody mocno się napalił, dlatego musiałam go najpierw opanować. Gdy dał się poskromić zagalopowaliśmy i najechaliśmy na przeszkodę. Źle. Wszystko źle. Mój błąd, bo wyprzedziłam za bardzo konia i wybił się z rytmu, dlatego zrzucił. Jeszcze raz najechaliśmy. Skoczył jak z nut dlatego dostał jego ulubionego cukieraska. Jeszcze ostatnia przeszkoda – double bar 115 cm. Ładnie skoczył, zwolniłam go do stępa i dałam luźną wodzę. Gdy ochłonął po treningu, zeszłam z niego i szybko uciekliśmy do stajni by nie zmoczył nas bardzoo deszcz. W stajni go rozsiadłałam i bez kantara wpuściłam do boksu. Tam wytarłam go słomą i założyłam derkę, a ten zajął się jedzeniem obiadu. Do obiadku oczywiście dorzuciłam mu marchewkę i wyszłam ze stajni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|